Historia Titusa
Titus Dickens lubił zabawiać swojego dziadka chodząc po jego mieszkaniu w londyńskiej dzielnicy Mayfair i cytując przemówienia Winstona Churchilla. To oczywiście robi wrażenie w każdym wieku – ale Titus miał wtedy 18 miesięcy. Był naprawdę niezwykłym dzieckiem, jak wspomina jego matka, Clare. Nieustannie zadawał pytania, wypowiadał się na poziomie daleko przewyższającym jego wiek. Miał także uzdolnienia muzyczne – znakomicie śpiewał – i artystyczne. – Jedynym zwiastunem przyszłych problemów było to, że zawsze zdecydowanie odmawiał pójścia do łóżka – opowiada matka.
W szkole podstawowej jego nauczyciele wiązali z nim wielkie nadzieje. Miał fotograficzną pamięć, zawsze doskonale zaliczał wszelkie sprawdziany i egzaminy. Jednak eseje, za które jego koledzy z klasy dostaliby piątkę, jemu oceniano na dwójkę, bo nauczyciele uznawali, że na pewno umiałby napisać je lepiej. Kiedy szkolny psycholog ocenił jego iloraz inteligencji jako „najwyższy, z jakim kiedykolwiek miał do czynienia”, zaczęto go oskarżać o to, że za mało się stara. Jego błyskotliwość sprawiała mu także poważne problemy w kontaktach z kolegami. „Odkryłem, że bycie zbyt mądrym oddala mnie od moich rówieśników – mówił. – Dlatego zacząłem iść na kompromis i udawać głupszego”.
Titus nie potrafił nic robić z umiarem. Kiedy odkrył kawę, potrafił wypić 20 filiżanek espresso na jedno posiedzenie – aż zaczynał się trząść. Kiedy w wieku 14 lat zaczął palić, palił bez przerwy. – Zatruwał się papierosami – mówi jego matka. W kolejnym roku uzależnił się od Ritalinu (leku zawierającego metylofenidat – przyp. Onet), który lekarze przepisali mu, żeby zmniejszyć problemy z koncentracją. – Wszystko było w porządku, dopóki sama dawałam mu tabletkę Ritalinu i czekałam, aż ją połknie – opowiada Clare. – Rzeczywiście, lekarstwo pomagało mu się skupić, poprawiły się jego wyniki w szkole. Ale kiedy wyjechał do szkoły z internatem i zaczął sam zażywać swoje leki, rozdrabniał pigułki i wciągał je nosem, żeby działały jak narkotyk.
Nic dziwnego, że Titus funkcjonował coraz gorzej. Przeżywał nieustanne, bardzo silne wahania nastrojów – od nadaktywnych okresów manii po głęboką depresję. W wieku 16 lat zdiagnozowano u niego chorobę dwubiegunową (inaczej zwaną zaburzeniem maniakalno-depresyjnym). Tę przypadłość można diagnozować już u dzieci – Clare jednak sądzi, że Titus nie urodził się taki, ale takim się stał. – Jego chorobę wywołały czynniki środowiskowe – mówi. – Choć oczywiście mógł mieć predyspozycje genetyczne, bo zarówno w mojej rodzinie jak w rodzinie mojego męża zdarzały się przypadki choroby dwubiegunowej.
Prawdopodobnie jednym z takich czynników były trzy lata, w czasie których rodzina mieszkała w Reykjaviku – kiedy tam zamieszkali Titus miał 10 lat. Panujące całą dobę ciemności w zimie i światło w lecie niewątpliwie przyczyniały się do nakręcania huśtawki nastrojów. Później, kiedy chłopiec wraz z bliskimi przeniósł się do USA, lekarze przepisali mu leki antydepresyjne – te jednak wzmocniły tylko epizody manii i, w połączeniu z wódką, przyspieszyły tylko katastrofę.
Kiedy Titusa wyrzucono ze szkoły w Ameryce, przeniósł się do szkoły z internatem w Surrey. Ucząc się w niej zdał egzaminy do London Academy of Dramatic Art. To było prawdziwe osiągnięcie – ale stan jego zdrowia był coraz gorszy. Brytyjski lekarz przepisał mu Haldol (zawierający haloperidol – przyp. Onet), lek antypsychotyczny, który zapobiega lękom i redukuje niepokój, blokując nadprodukcję dopaminy. Kiedy Titus zaczał go stosować, pojawiły się u niego objawy choroby Parkinsona. Inne leki odurzały go do tego stopnia, że moczył się w nocy, przybrał na wadze 25 kilo i miał problemy ze wstawaniem rano z łóżka.
Jego matka wiedziała, że aby Titus dobrze się czuł, nie powinien się przemęczać ani nadmiernie stresować. Ale teraz nie było jej przy nim, więc chłopak po kilka dni nie spał w ogóle. W wieku 22 lat był już psychotykiem, miał halucynacje i słyszał głosy. Kiedy przyjechał do domu na pięćdziesiąte urodziny matki, Clare zaproponowała mu, aby razem napisali książkę opisującą jego życie z ich dwóch różnych punktów widzenia. Myślała, że jego niezwykła umiejętność opisywania własnych procesów myślowych może pomóc innym ludziom dręczonym podobnymi problemami. Titus zgodził się, jak napisał w swoim wstępie do książki, ponieważ chciał zrozumieć dlaczego jego życie było tak potwornie chaotyczne.
Titus chciał być zdrowy. W 2006 roku spędził osiem miesięcy w klinice w Michigan, w której – jak się wydawało – zdołał pokonać większość problemów. Clare i Ed – ojciec Titusa – byli wykończeni nieustanną troską o syna, wydali fortunę na spłatę jego długów i koszty terapii, a przy tym coraz bardziej obawiali się, że jego wewnętrzne „głosy” popchną go w końcu na drogę przemocy. Clare nigdy nie była na niego zła – było jej tylko przykro, że jej syn nie był w stanie wytrzymać w dobrych postanowieniach, które wyniósł z kliniki. Czuł się coraz gorzej, odstawił leki. Głosy wróciły.
16 grudnia 2006 r., kiedy wraz z rodzicami jechał mostem prowadzącym na Manhattan, nieoczekiwanie otworzył tylne drzwi i wyskoczył z samochodu. Zginął na miejscu. Psychiatrzy powiedzieli Clare, że być może skoczył, aby uratować jej życie – bo głosy nakazywały mu zabić matkę.
Fragmenty prawdziwej historii znalezionej na onet.pl, oryginał w języku angielskim znajduje się tutaj.