Depresja u kobiet
Depresja, jako zaburzenie psychicznej harmonii, objawiające się głównie poprzez obniżenie nastroju oraz znaczny spadek energii witalnej, częściej atakuje kobiety, niż mężczyzn. Przyczyn tego stanu można odnaleźć naprawdę wiele, począwszy od zróżnicowanej budowy mózgu u obu płci, a skończywszy nad utartymi przez wieki schematami społecznymi.
Pierwszą „podejrzaną”, którą warto przesłuchać w sprawie kobiecej depresji, jest serotonina. Pod tą naukową nazwą kryje się tak naprawdę specjalny związek chemiczny, odpowiedzialny za przekazywanie impulsów w ośrodkowym układzie nerwowym. Powszechnie uważa się, że niedobór serotoniny jest główną przyczyną powstawania depresji. W twierdzeniu tym można faktycznie odnaleźć „ziarenko” prawdy, jednak ten neuroprzekaźnik nie jest winny za całokształt przebiegu choroby. Prowadzone przez naukowców badania nad budową mózgu, a dokładniej różnicami z niej wynikającymi u obu płci, dowiodły wielu ciekawych spostrzeżeń. Przede wszystkim kobiety posiadają większą ilość receptorów serotoniny, niż mężczyźni, jednak są pozbawione odpowiedniej ilości białka, regulującego działanie tego związku.
Mając już pewien ogląd w sprawie głównej podejrzanej – serotoniny, możemy przejść do dalszej kwestii związanej z gospodarką hormonalną kobiet. Niestety, płeć piękna jest o wiele bardziej narażona na wahania systemu inkretów, niż mężczyźni. Każde zaburzenia prawidłowej normy hormonalnej odciska głębokie piętno na nastroju, a w szerszym aspekcie również na ogólnym stanie psychicznym. W życiu kobiety pojawia się wiele sytuacji wahań hormonalnych, co niewątpliwie związane jest z jej biologiczny zegarem, m.in. miesiączka, ciąża, poród („baby blues”), menopauza. Dlatego też bardzo ważną rolę odgrywają rutynowe badania, które mogą wykluczyć powstawanie depresji.
Śledząc ten ogólny przegląd, możemy przywołać tu także (jako przeciwwagę dla czynników biochemicznych) kobiece uwarunkowania psychiczno-społeczne. Już świat starożytny ukształtował system patriarchatu, który wyznaczył miejsce płci pięknej w przestrzeni niższej rangi społecznej. Co prawda, aktualnie taki stan rzeczy stracił już swoją dominującą pozycję, choć wiele przekonań wciąż znajduje społeczną akceptację. Oczywiście, argument ten zostaje podejmowany głównie przez środowiska feministyczne, jednak nie został on tutaj przytoczony, by dowodzić ich racji. Syndrom bycia „matką” i „żoną” ma swoje złe i dobre strony. To, jak kobieta spełni się w każdej z tych ról, zależy wyłącznie od niej samej. Jeśli przyjmie na siebie zbyt dużą ilość obowiązków, niewątpliwie przyczyni się to do powstania choroby depresyjnej. Podobną sytuację możemy zaobserwować na tle nienagannej prezencji, gdzie gwałtowne zmiany masy ciała, duża utrata włosów czy choroby skóry przyczyniają się do obniżenia nastroju i spadku samooceny.
Zgodnie z badaniami naukowymi, kobiety częściej cierpią na depresję, niż mężczyźni. Wynika to z wielu czynników, wśród których oprócz kwestii związanych z gospodarką hormonalną czy funkcjonowania samego mózgu, ważną rolę odgrywają uwarunkowania społeczne. Tak więc, Drogie Panie, jak napisał kiedyś Jim Morrison, „okna funkcjonują w obie strony, lustro tylko w jedną”…